Dziecięce emocje potrafią być wyrażane ekspresyjnie, czasami nawet bardzo...
Na pewno znajdą się tacy, którzy uznają mnie za wariatkę, ale czytanie dziecku zaczęłam jeszcze w… ciąży.
Miałam do szczęście, że mogłam dużo odpoczywać w domu, więc kiedy moja córeczka spokojnie rosła w brzuszku, ja ten brzuch głaskałam i czytałam na głos. Nie wiem ile z tego wszystkiego dotarło do mojej małej Królewny, którą wtedy nosiłam pod sercem, ale uwielbiałam te nasze chwile.
Prawdziwa przygoda Julii z czytaniem rozpoczęła się wraz z Jej pierwszym dniem w domu. Już wtedy po raz pierwszy przeczytałam Jej bajkę – fakt, zdecydowaną większość przespała lub przeleżała zapewne zastanawiając się o co właściwie chodzi.
Od pierwszych dni wprowadzałam do naszego życia rytuały, do których zalicza się wieczorne czytanie i tak sukcesywnie każdego wieczoru po kąpieli czytałam mojej Córce bajkę i… robię to do dziś.
Ale książka towarzyszyła nam nie tylko wieczorami, ponieważ wspólnie spędzany czas w ciągu dnia również zapełniałam słowami. Z początku pokazywałam Julii karty kontrastowe i opowiadałam przy tym wymyślone na poczekaniu historie.
Po kartach kontrastowych przyszedł czas na krótkie, kolorowe książeczki i rymowanki. I tak spędzałyśmy dni na czytaniu książkowych rymowanek i wierszyków, oglądaniu obrazków, które Jej pokazywałam, wydawaniu przeze mnie różnych dźwięków, próbach naśladowania i wygłupów z książką w tle.
Mam to szczęście, że mogę spędzać z Córką mnóstwo czasu, więc w ciągu dnia opisana wyżej sytuacja powtarza się niezliczoną ilość razy. Naprawdę sporo czytamy i nawet jeżeli już mdli mnie od dwudziestego razu czytania tej samej książki, to jestem zadowolona z faktu, że małe serduszko mojej córki pokochało książki.
Przestrzeń Julii zorganizowałam w taki sposób, by miała swobodny dostęp do książeczek, więc może sięgać po nie kiedy tylko ma ochotę. W zasięgu Jej małych rączek znajdują się głównie te z grubymi, tekturowymi kartkami. Wśród tytułów znajdą się zarówno klasyki, jak i nowości. Ale oprócz tradycyjnych książeczek w biblioteczce Julii znajdują się również te z ruchowymi elementami, okienkami, pacynkami zachęcające do naśladowania oraz te z elementami o różnych fakturach, potocznie nazywane sensorycznymi.
Podczas czytania pokazuję Julii obrazki, opowiadam co się na nich dzieje, zachęcam do przewracania stron. Po prostu próbuję pokazać, że kontakt z książką może być fajny, chociaż Ona już doskonale to wie.
Zawsze śmieję się, że Julia zaczyna dzień od przeglądu literatury, bo tuż po wszystkich czynnościach związanych z poranną toaletą, przygotowaniem się do całodziennej zabawy i zjedzeniem śniadania, Julia od razu biegnie do swoich książek.
Ale nie myślcie sobie, że nasz dzień to tylko czytanie książek, podczas którego Julia spokojnie siedzi i słucha. Gdyby rzeczywiście tak było zaczęłabym się martwić. Logicznym jest, że maluch nie usiądzie i w skupieniu nie będzie słuchał czytanych tekstów. Ta książka i mama trzymająca ją w ręku bywają też tłem do zabawy, ale to jest tak samo fajne jak aktywne czytanie poprzez np. oglądanie obrazków.
Jak już wspomniałam, czytanie jest również niezwykle ważnym elementem naszych codziennych, wieczornych rytuałów. Przed snem decydujemy się na coś innego niż krótkie opowiastki, rymowanki czy wierszyki, które towarzyszą nam w ciągu dnia, więc sięgamy po nieco dłuższe opowiadania, bajki, czy baśnie. Lubię ten czas -nawet, a może nawet zwłaszcza wtedy, kiedy Julia bardziej niż tym co czytam interesuje się tuleniem misia lub chowaniem się za firanką. Doskonale wiem, że nawet wtedy kiedy wygląda jakby to co czytam w ogóle Jej nie interesowało, to Ona słucha.
Te z pozoru niewinne zabawy z książką i codzienne wieczorne czytanie zaprocentowały – dokładnie widać „efekty uboczne” tego czytania i uwierzcie mi, są wyłącznie pozytywne.
Dziś, kiedy moja Córka ma niewiele ponad rok sama chętnie sięga po książeczki, podaje mi je z głośnym „Mama!” i uśmiechem na ustach, jestem szczęśliwa – uwielbiam ten widok.