Związek dla dobra dziecka

Pełna i szczęśliwa rodzina to coś, co chcemy zapewnić naszym dzieciom. Tak samo jak my tę pełnię szczęścia chcemy zapewnić dziecku, tak i ono chce mieć zarówno mamę, jak i tatę – wspólnie spędzać czas, jeść razem śniadania i nie musieć martwić się o to, że podczas występu na szkolnym przedstawieniu będzie obecny tylko jeden rodzic albo o to, że ktoś zada pytanie „a gdzie jest twój tata?”. Niestety jednak nie zawsze jest tak, jak byśmy chcieli, a życie rodzinne i relacje rodziców się rozpadają. Część dorosłych rzeczywiście decyduje się na rozstanie, a część po prostu tkwi w swego rodzaju letargu, próbując zachować pozory szczęśliwej rodziny i będąc razem jedynie dla „dobra dziecka”. Ale czy to rzeczywiście jest dla niego dobre? Niekoniecznie.

Przecież musimy to zrobić dla dziecka i jego dobra

Nie, wcale nie musicie. Związek trwający „dla dobra dziecka” wcale nie da mu szczęścia, bo nigdy nie będzie szczerym i pełnym miłości związkiem. Zamiast tej miłości jest mnóstwo niezgodności, kłótni, czasami wzajemnych oskarżeń, a temu wszystkiemu towarzyszy ogrom emocji, które do najłatwiejszych nie należą. Czy widząc taki wzorzec dziecko czuje się bezpieczne i z radością wraca do domu? Z bardzo dużym prawdopodobieństwem tak nie jest. Związek rodziców, którzy tak naprawdę się nie kochają, a jedyną drogą ich komunikacji są wzajemne pretensje i przerzucanie się winą, nie jest w stanie zaszczepić w dziecku dobrych wzorców, ani nie buduje w nim poczucia bezpieczeństwa.

Fakt, są rodziny, które robią niemal wszystko, by przy dziecku się nie kłócić. Ale czy to znaczy, że dziecko nie widzi taty, który wręcz ucieka do pracy, w której spędza całe dnie i mamy, która nie ma ochoty na zabawę, „burczącej” pod nosem, że znów została w domu? Bez względu na to, jak bardzo rodzice by się nie starali, nie są w stanie wpłynąć na napiętą, często wręcz do granic możliwości, atmosferę i sprawić, by w domu zapanowała miłość. Czy to naprawdę dobre dla dziecka?

Przecież nie bije, nie pije

To często stosowany argument, którym próbują pocieszać się dorośli, najczęściej kobiety, którym się nie układa a mimo tego decydują się zostać z partnerem. Jednak to, że mężczyzna nie pije i nie stosuje przemocy nie jest przesłanką do tego, żeby nadal dzielić ze sobą życie, w którym nie ma miłości, a gości jedynie pustka. To, że partner nie bije i nie przepija pieniędzy nie sprawia, że nie pojawi się frustracja wywołana nieudanym związkiem. Wręcz przeciwnie – ona będzie nieustannie narastać, co może np. skutkować chęcią zemsty na partnerze, która z czasem może nawet przerodzić się w obsesję na tym punkcie.

Mali-nieczuli

Oprócz tego, że wyczuwając napiętą domową atmosferę, dziecko również bacznie obserwuje zachowania rodziców, a później… powiela je w dorosłym życiu. Nawet jeżeli dziecko nie powie tego wprost, a rodzice doskonale odgrywają swój „teatrzyk szczęśliwej rodziny” to jest ono w stanie wyczuć, że tak naprawdę wcale się nie kochają. To wszystko sprawia, że z dużym prawdopodobieństwem, już jako dorosły człowiek, takie dziecko nie będzie potrafiło zbudować ciepłej, opartej na czułości relacji z drugim człowiekiem. Bo niby jak ma to zrobić skoro w jego rodzinie nikt nie okazywał sobie uczuć, nie przytulał i nie mówił, że kocha? Zachowania, które dzieci obserwują u rodziców rzutują na ich dorosłe życie i nawiązywanie relacji z innymi.

To Twoja wina!

Brak poczucia szczęścia, niemal nieustające konflikty i zachwiane poczucie bezpieczeństwa – przecież ktoś musi być temu winny. Za tę winną osobę dziecko może uznać jedno z rodziców i stanąć po stronie drugiego. Dorastające w takich warunkach dziecko winą może obarczyć również rodzeństwo czy sąsiada, który coś często uśmiecha się do mamy. Najczęściej jednak zdarza się tak, że winę dziecko bierze na siebie i to siebie wini za kłótnie rodziców, problemy w domu i wszystkie te nieprzyjemne zdarzenia, które w domu są niemal codziennością. Takie obarczenie siebie winą nie pozostaje bez echa i może przyczynić się do niskiej samooceny, lęków, trudności z wyrażaniem i rozładowywaniem emocji. Nierzadko doprowadza do depresji, jak również do tego, że dziecko wkroczy w dorosłe życie wraz z traumą „rozbitej rodziny” i to nawet wtedy, kiedy rodzice nie mają rozwodu „na papierze”.

Osobno nie damy sobie rady

To również jeden z argumentów, którym rodzice próbują usprawiedliwiać związek dla „dobra dziecka”. Często dotyczy on głównie kwestii materialnych i czysto formalnych, bo prawda jest taka, że między tymi ludźmi nie ma już komunikacji. Rodzice, którzy ze sobą nie rozmawiają, nie szukają wspólnie rozwiązań trudnych sytuacji wcale nie dają dziecku dobrego przykładu, nie udzielają wsparcia ani nie są bezpieczną przystanią. Tak naprawdę sprawiają, że nawet najprostsze sprawy zaczynają przerastać zarówno ich samych, jak i dziecko. Kwestie finansowe nie powinny być jedynym powodem trwania w związku, bo przecież są instytucje, ośrodki czy fundacje, które w podobnych sytuacjach pomagają. A poza tym, tak zwyczajnie po ludzku, można spróbować się z partnerem dogadać w tych kwestiach. Dziecko można wychowywać również żyjąc osobno, bez awantur i oskarżeń, co z pewnością będzie dla dziecka o wiele lepsze  niż utopijny związek “ze względu na dziecko”, w którym każdy się męczy.

Dlaczego mama i tata nie są razem?

Oczywiście nie jestem zwolenniczką rozwodzenia się przy każdej, nawet najmniejszej kłótni, ale trzeba pamiętać, że rozwód to nie koniec świata. Traktowałabym to raczej jako nowy początek, bo jest duża szansa na to, że po rozstaniu relacje rodziców nie będą przepełnione żalem, agresją i pretensjami związanymi z dzieleniem życia, co naprawdę rozwiąże wiele problemów. Oczywiście nie jest to reguła, bo zdarzają się rodzice, którzy jeszcze podczas rozwodu „nastawiają dziecko” przeciwko drugiemu rodzicowi, szantażują i wciągają tego młodego człowieka w szczegóły rodzicielskich konfliktów. Myślę, że właśnie te konflikty i „przerzucanie się” dzieckiem wzbudzają w wielu osobach największy strach. Ale czy rzeczywiście jest się czego bać? Trudno powiedzieć, bo wszystko zależy od ludzi i ich sytuacji. Warto jednak pamiętać, że zarówno rozwód, jak i trwanie w związku „dla dobra dziecka” odcisną na nim pewne piętno. Oczywiście rozwód to ostateczność i zanim się na niego zdecydujecie warto spróbować innych rozwiązań. Rozwód nigdy nie pozostanie dla dziecka obojętny i należy je do tego przygotować i na ten temat porozmawiać. Tymczasem jednak wielu rodziców nic dzieciom nie tłumaczy i zachowuje się jakby ten rozwód dziecka w ogóle nie dotyczył. Często wynika to z tego, że rodzice po prostu nie wiedza jak to zrobić lub są tak pochłonięci rozwodem, że zapominają o tym, że w ten niełatwej sytuacji należy zatroszczyć się również o dziecko. Co właściwie powiedzieć dziecku? Jak się rozstać, by było to jak najmniej dotkliwe? Jak to wszystko wyjaśnić? O tym możesz przeczytać w jednym z poprzednich wpisów – Dziecko w sytuacji rozwodu rodziców.

Kryzysy są wpisane z związki. Mam wrażenie, że zdecydowanej większości osób pozostającej w związkach małżeńskich przynajmniej raz przeszło przez myśl „mam dość, chcę się rozwieść”, ale to było chwilowe, spowodowane gorszym dniem czy chwilowymi trudnościami, które często udaje się pokonać i w ostatecznym rozrachunku unika się tego rozwodu. Jednak oprócz takich przejściowych kryzysów, zdarzają się również sytuacje, w których uczucie między dwojgiem ludzi się wypala, nie mają o czym ze sobą rozmawiać, notorycznie przerzucają się wzajemnymi pretensjami i nie chcą już wspólnej codzienności. Czasami nawet dochodzi do momentu, w którym przestają się lubić i tolerować, a jedyne co ich łączy to w zasadzie jedno, wielkie… NIC. No może poza dzieckiem, dla którego „dobra” tkwią w tym nieszczęśliwym związku i udają, udają, udają, aż do utraty sił i osiągnięcia szczytu frustracji. Nie jest to wcale takie dobre dla dziecka jak niektórym mogłoby się wydawać, więc nie trzeba robić z nich usprawiedliwienia dla swoich decyzji, które być może są podyktowane strachem przed samodzielnym rodzicielstwem lub obawy przed tym „co ludzie powiedzą”. Dzieci widzą i słyszą znacznie więcej niż nam się wydaje i w zasadzie niewiele można przed nimi ukryć, więc niezbyt długo będą żyły iluzją tej pozornie szczęśliwej rodziny i wreszcie odkryją prawdę. Ta gra pozorów jest często znacznie gorsza niż rozstanie rodziców. W życiu nie chodzi o to, by dzieci miały pełną rodzinę, na której twarzy nieustannie gości grymas i niezadowolenie, lecz by miały rodzinę naprawdę szczęśliwą, której nie są w stanie dać zmęczeni sobą i pałający do siebie wzajemną nienawiścią rodzice.