Dziecko się złości i tupie nogami? To na pewno bunt dwulatka! Nie chce wypić wody, bo podałaś ją w czerwonym a nie zielonym kubku? To na pewno bunt dwulatka! Słowo „nie” nie schodzi mu z ust? To na pewno bunt dwulatka! Chyba każdy słyszał takie wyjaśnienie dziecięcych zachowań. Czasami odnoszę wrażenie, że rodzice trochę ten cały „bunt dwulatka” polubili, bo pozwala on wytłumaczyć sobie wiele trudnych zachowań dziecka i poniekąd usprawiedliwić również siebie. Ale czy wiek dwóch lat to faktycznie magiczna granica, po przekroczeniu, której dziecko całym sobą zdaje się krzyczeć „bunt!”? Czy ten cały bunt dwulatka rzeczywiście istnieje?
Bunt dwulatka, czyli właściwie co?
Ten słynny bunt to okres przypadający na okres mniej-więcej między 18 a 28 miesiącem życia dziecka. Ale…może potrwać dłużej. W tym czasie dziecko coraz intensywniej zaczyna odczuwać własną odrębność. To okres, w którym kształtuje się tożsamość dziecka, a jego cechy charakteru coraz bardziej się uwidaczniają. To moment, w którym układ nerwowy dziecka pracuje na „pełnych obrotach”, a ono intensywnie się rozwija. Ten czas jest wpisany w rozwój dziecka i chociaż bywa burzliwy, trudny dla rodziców, to jest zupełnie normalny.
Magiczny przełącznik uruchamiany w drugie urodziny
Oddychaj spokojnie – taki nie istnieje. Nie obawiaj się zatem, że po zdmuchnięciu dwóch świeczek na urodzinowym torcie, coś kliknie i jakiś głos oznajmi, że Twoje dziecko wkroczyło w fazę buntu, a jego główną misją jest doprowadzenie rodziców do szaleństwa i destrukcja otaczającego świata. Tak to nie działa… na szczęście.
Nie da się jednak ukryć, że właśnie mniej-więcej w okolicach drugiego roku życia zachodzą liczne i przede wszystkim istotne zmiany w układzie nerwowym dziecka. To moment, w którym dziecko dopiero uczy cię wyrażania emocji, które tak intensywnie odczuwa. Zachowanie dziecka w tej fazie rozwoju to swego rodzaju nieustanne przechodzenie od niezależności do poszukiwania schronienia w ramionach rodzica i odwrotnie. To czas, w którym dziecko odczuwa niepohamowaną wręcz potrzebę eksploracji i poznawania świata – wszystko chce zobaczyć, wszystkiego dotknąć, co-nieco posmakować i doświadczyć na własnej skórze. Niestety jednak, to również etap, na którym nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji swoich zachowań i stąd właśnie tak wiele kłótni i awantur o zakazy, które pojawiają się na skutek rodzicielskiej troski o bezpieczeństwo. To moment, w którym dziecko wyznacza granice i podkreśla swoją odrębność, co z kolei ma naprawdę ogromne znaczenie dla jego rozwoju.
Zmiany, które sprawią, że będziesz wiedzieć – „to TEN moment”
Każde dziecko jest inne i rozwija się we własnym tempie, to fakt nie budzący żadnych wątpliwości. Jednak nawet mimo tego, z łatwością można zauważyć i wyodrębnić kilka charakterystycznych „objawów” świadczących o tym, że okres, w którym dwulatek wyruszył w drogę po autonomię i odkrycie siebie, właśnie się rozpoczął. Zmianą, którą można zaobserwować w tym czasie jest fakt, że dziecko zaczyna zauważać swoją odrębność. Do tego dochodzi chęć samodzielnego podejmowania decyzji i posiadania wpływu na różne kwestie, a to z kolei oznacza, że słynne „ja sam!”, które zaczyna roznosić się głośnym echem po całym domu.
Czy moment, w którym tata zaczyna kąpać dziecko, w przypadku gdy miała to robić mama, to wystarczający powód do protestów? Oczywiście, że tak. Jedzenie i ubieranie się trwające całą wieczność, spowodowane tym, że dziecko samo musi wybrać wszystkie elementy garderoby? Tak, to jest ważnym sygnałem.
Tupanie nogami, donośny płacz i krzyk? Te zachowania w pierwszej kolejności kojarzą się z tym całym „buntem” i większość rodziców wymieni je jakie pierwsze. Jednak tak to już jest, że bycie dwulatkiem nierozerwalnie wiąże się z gwałtownymi emocjami i skrajnymi reakcjami.
Skąd biorą się mity?
Nie da się ukryć, że wokół tematu buntu dwulatka narosło mnóstwo mitów. Skąd się wzięły i jak powstały? Przede wszystkim stąd, że właśnie z buntem ten okres im się kojarzy. Bo z czymże innym może się kojarzyć, skoro do tej pory dziecko współpracowało, chętnie zgadzało się na propozycje rodziców i w zasadzie było „do rany przyłóż”, a teraz jego ulubionym słowem stało się głośne i stanowcze „nie”, któremu w dodatku towarzyszy tupnięcie?
Dziecko po okresie niemowlęcym rzeczywiście się zmienia, a ściślej rzecz ujmując – rozwija się i to właśnie w trakcie tego procesu rozwojowego relacja z dzieckiem staje się bardziej skomplikowana. W tym czasie oczekiwania dziecka szybują w górę, a zrealizowanie jego potrzeb wymaga od rodziców i od niego samego znacznie więcej wysiłku. Naturalna potrzeba eksploracji, którą posiada dziecko, zaczyna wymagać od niego rzeczy, które są trudne do zaakceptowania dla rodziców, chociażby ze względów bezpieczeństwa. W tym miejscu wyraźnie można zauważyć, że znany i dotychczas całkiem nieźle działający schemat potrzeba-reakcja przestaje się sprawdzać.
Mimo tego, że dziecko staje się coraz bardziej komunikatywne, a jego zasób słownictwa się powiększa, nadal mogą pojawić się trudności w precyzyjnym przekazie tego, o co dziecku w danej chwili chodzi.
Zrozumienie powodów dziecięcych zachowań nierzadko sprawia rodzicom trudność i dlatego są przekonani o tym, że to „robienie na przekór” czy próba przejęcia władzy nad dorosłym. Tymczasem jednak to określenie „bunt” zupełnie nie pasuje, a mimo to stało się popularne i z łatwością zapisało się w rodzicielskim słowniku. Ten brak zrozumienia ze strony rodzica czy też odmowa najczęściej skutkują silną reakcją w postaci złości. To właśnie ta złość bywa dla nas-rodziców tak trudna, niezrozumiała i często wydajająca się nieadekwatną do zaistniałej sytuacji. Właśnie tu, w tym niezrozumieniu i rodzicielskich trudnościach z zaakceptowaniem dziecięcej złości doszukiwałabym się genezy wszelkich mitów na temat tajemniczego buntu dwulatka.
Zbierasz to, co zasiejesz
Pewnie część z Was zastanawia się teraz co ma zasiewanie do dwulatka. A no ma, bo przecież to od nas zależy, co tak naprawdę z tym rzekomym buntem zrobimy i czym to zaowocuje. Jeżeli podejdziemy do dziecka pokojowo, starając się je zrozumieć i wykażemy się przy tym spokojem (tak, wiem – to bywa bardzo trudne, ale nie jest niemożliwe) to łatwiej będzie nam przetrwać. W tym trudnym dla wszystkich czasie (tak, dla dziecko ten etap też nie jest łatwy) musimy pamiętać o tym, że u dzieci procesy pobudzenia biorą górę nad procesami hamowania. Co to oznacza? Przede wszystkim to, że kiedy dziecko przeżywa jakieś emocje, robi to całym sobą i bardzo szybko w tych zachowaniach się rozpędza, a zdecydowanie znacznie trudniej mu się uspokoić, czyli wcisnąć ten przysłowiowy hamulec. Przywrócenie spokoju takiego dziecka to proces, nie zawsze łatwy i długi, którego tak naprawdę dziecko nie odbędzie samodzielnie, bo jeszcze nie posiada takich umiejętności. Potrzebny jest rodzic, który wesprze i pomoże zrozumieć, wyciszyć się. W trudnych chwilach, kiedy dzieckiem „targają” emocje potrzeba mu bezpiecznej i cichej przystani, czyli spokojnego rodzica. Na nic się zatem zdadzą krzyki, kary i iście dyktatorskie warunki. Rodzicielska złość sprawi, że dziecko jeszcze bardziej się „nakręci”, a frustracja i złość będzie rosła w obojgu – i w dziecku i w rodzicu. To nic dobrego.
Nie da się ukryć, że dzieci nieustannie nas obserwują i te nasze zachowania powtarzają. To normalne. Niech zatem nie będzie zaskoczeniem, że dziecko będzie się złościć i wykazywać agresję, żeby właśnie taki schemat zachowań zauważyło u Ciebie.
Jak sobie radzić i nie krzywdzić przy tym dziecka?
Przede wszystkim trzeba spojrzeć na samo dziecko i na cały ten etap z innej perspektywy, zmienić nastawienie. Warto zakodować sobie, że dziecko nie potrafi teraz inaczej ze względu na swój niedojrzały układ nerwowy. Właśnie to pomoże zarówno w poradzeniu sobie w tym trudnym czasie, jak i w tym, by dziecka nie krzywdzić. Nie dąż do tego, by za wszelką cenę zwalczyć zachowania dziecka, ale do tego, by je zrozumieć. Zadawaj pytania: „po co?”, „dlaczego?”, „o co właściwie chodzi?”, „jak mogę mu pomóc?” – to sprawi, że w Twoim podejściu zagości więcej wsparcia i chęci pomocy, a zmniejszy się poziom krytyki i skłonności do oceniania.
Nie zapomnij również o tym, by:
- nie stawiać słowa „nie” na pierwszym miejscu w rankingu swoich ulubionych i najczęściej wypowiadanych do dziecka słów;
- odmawiając, uzasadniać i powtarzać dlaczego Twoja decyzja jest taka, a nie inna (nikt z nas nie lubi słynnego argumentu „nie, bo nie” i nie inaczej jest z dziećmi) i stawiać na dialog;
- pozwalać dziecku na przeżywanie złości, a w trakcie samego wybuchu zachować spokój, nazywać emocje dziecka i po prostu być obok;
- pozwalać na samodzielność i dawać poczucie autonomii, np. poprzez umożliwianie dziecku prostych wyborów – to ważne, by w przyszłości mogło stać się niezależnym człowiekiem;
- nie bagatelizować rytuałów i rytmu dnia, ponieważ napady złości mogą wiązać się również z faktem zmian w codziennym harmonogramie i zaburzeniu przewidywalności;
- uprzedzać o planach, co będzie dla dziecka pomocne w oswajaniu się z tym, co je czeka;
- pytaniu o powody odmowy dziecka, co może sprawić, że łatwiej będzie rozwiać jego objawy;
- przewidywaniu zachowań i reakcji dziecka.
W tym czasie zadbaj też o siebie. Wyciszaj się, troszcz o swoje emocje. Staraj się nie wybuchać złością, bo Twoja złość jedynie nakręci złość dziecka. Kluczem do poradzenia sobie w tym okresie i uspokojenia dziecka w trudnych momentach jest opanowany, spokojny i wspierający rodzic.
Czy system kar i nagród sprawdzi się na tym etapie?
Niektórzy rodzice skłaniają się ku takiemu rozwiązaniu, jednak ja stanowczo je odradzam. Kary i nagrody to zewnętrzna kontrola dziecka, a zatem w pewien sposób jest to zmuszanie go do zrobienia tego, czego tak naprawdę robić nie ma ochoty. Takie przymuszanie zabiera dziecku tak ważną, zarówno dla niego i dla nas, przestrzeń do nauki i zdobywania doświadczenia. Kary i nagrody nie uczą rozwiązywania problemów, lecz raczej odwracają uwagę od tego, co naprawdę istotne, nie angażując w to wewnętrznej motywacji dziecka i nie wzmacniają jej.
To wcale nie musi być straszne
Słowo „bunt”, którym rodzice tak chętnie określają ten etap w rozwoju dziecka, ma raczej negatywny wydźwięk. A gdyby tak, potraktować go jako coś pozytywnego i zupełnie normalnego? Nastawienie naprawdę wiele zmienia i pozwala spojrzeć na sytuację z innej, nierzadko lepszej perspektywy. Nie przygotowuj się zatem na histerię stulecia, ani nie szykuj się na wojnę tylko dlatego, że Twój siostrzeniec podobno takową w swoim domu rozpętał. Nie nastawiaj się na traktowanie dziecka jak potencjalnego przeciwnika z drugiej strony barykady, lecz spójrz na niego jak na partnera i strzeż jego bezpieczeństwa.
Nie zapominaj też o tym, że każde dziecko jest inne i w odmienny sposób może reagować na zmiany. To wszystko zależy od jego charakteru i temperamentu. Wrzuć zatem na luz i postaraj się spojrzeć na ten cały „bunt” z przymrużeniem oka i uśmiechem na twarzy. I pamiętaj – to kiedyś minie. 😉